środa, 17 lutego 2016

Miłość w trzech wymiarach




Dzień dobry!

Nie ma krzty nadzwyczajności w rozważaniach o miłości i uczuciach. Wszelakie próby kategoryzacji, definiowania, typologii zazwyczaj opierają się na zbliżonych schematach, a i tak konkluzje nie przynoszą satysfakcji.

Tłumacząc stan zakochania można sięgnąć po wiedzę z zakresu chemii i biologii, otóż badając działanie hormonów i feromonów wiemy, iż potoczna "chemia" między ludźmi jest określeniem zasadnym. Jako farmaceutka przybliżę Wam zatem kwestię miłości od tej strony.
Kilka potwierdzonych naukowo przykładów:
- widzisz GO/JĄ pierwszy raz, serce pompuje krew z rosnącą prędkością. Wyobraź sobie jakie uczucie musi towarzyszyć Adamowi Małyszowi gdy u szczytu skoczni puszcza się i rozpędza, tuż przed lotem.  Wydaje mi się, że Twoje serce rozpędza się w podobny sposób.
Wtedy Twój organizm wytwarza PEA - fenyloetyloaminę. Hormon ten działa energizująco, pobudzająco, przyspiesza akcję serca.
- Euforia, którą odczuwamy, powstaje na skutek działania dopaminy i norephetaminy. Rzeczone substancje powodują, iż czujemy się "panami świata" i nic nie jest nam straszne - ani głód, ani chłód, ani ból. We can dance together, we can dance forever.
- Feromony i testosteron nie powinny sprawiać większego problemu, jeśli chodzi o korelacje tychże z uczuciem zakochania, bowiem są najbardziej znane. Feromony to semiochemiczne substancje, które uważane są za nośniki pewnych informacji od jednej płci do drugiej. Udowodniono, że u mężczyzn wydzielane są np. z potem oraz oddechem i decydują o ich atrakcyjności.
Testosteron, to typowy steroidowy hormon męski, który u obu płci budzi pożądanie. Produkowany jest w jądrach (skrupulatniej byłoby, gdybym wymieniła jeszcze jajniki, korę nadnerczy i łożysko, produkowane ilości są jednak nieznaczne).

A teraz, gdy już Małysz się rozpędził, gdy dotarł już na krawędź... Emocje lekko opadają, skoczek w locie...

...a nasze organizmy wytwarzają endorfiny. Endorfiny nazywane są "hormonami szczęścia". Odpowiadają one za poczucie bezpieczeństwa, wytwarzamy je gdy nasz partner jest blisko.

Dla kobiet charakterystyczny jest hormon zwany oksytocyną. Oksytocynę wytwarza organizm kobiety podczas porodu (przyspiesza skurcze) a także jej wydzielanie można pobudzić poprzez stymulację sutków i często w trakcie orgazmu. Hormon wydzielany jest w tylnej części przysadki mózgowej i powoduje poczucie przywiązania oraz troski zarówno względem poczętego dziecka, jak i partnera. Analogiczny hormon u mężczyzn to wazopresyna.

Tyle z biochemii uczuć, Drodzy Państwo!

Jako socjolog winnam przejść teraz do umówienia tegoż zagadnienia z perspektywy psychologii społecznej. 
Znana jest tutaj teoria Sternberga, w której miłość składa się z trzech składników. Trzeba wszakże podkreślić, iż składniki te rozumiane są również jako fazy związku i podlegają nieustającym przemianom. Czynniki, o których mówi wspomniana teoria to intymność, namiętność i decyzje/zobowiązanie.

Intymność, to pozytywne odczucia oraz działania im towarzyszące, które sprawiają, iż partnerzy chcą być blisko siebie, pragną o siebie dbać. Intymność determinuje przywiązanie, wzajemną zależność. Na tym etapie partnerzy prześcigają się w wymianie uprzejmościami, bywają względem siebie opiekuńczy, rozumieją się wzajemnie, otwierają się przed sobą, wyrzucają z siebie intymne i bardzo osobiste wyznania, dzielą się przeżyciami i doznaniami, wymieniają informacjami a samego partnera stawiają na piedestale spraw najważniejszych.

Namiętność,  to składowa silnych, pozytywnych emocji: pożądania, czułości, radości, zachwytu etc. a także emocji negatywnych (takich jak tęsknota czy zazdrość) oraz wyraźniejszego pobudzenia fizjologicznego. Namiętność przejawia się pragnieniem fizycznej bliskości: całowania, pieszczot, kontaktów seksualnych. W fazie namiętności marzymy na jawie, miewamy przyspieszoną akcję serca, jesteśmy pobudzeni. Istotą namiętności jest nienasycenie i zachłanność. W trójskładnikowej teorii Sternberga namiętność jest fazą nierealną, bowiem szybko osiąga swój szczyt i równie szybko opada wprowadzając w stan zupełnie odwrotny.

Zobowiązanie przez B. Wojciszke nazywana jest zaangażowaniem. Ostatni składnik jest najczęściej prostym rachunkiem logicznym opierającym się na wyborze jednego z dwóch stanowisk: kochamy partnera (stanowisko pierwsze, krótkoterminowe) i chcemy podtrzymać miłość oraz pozostać w związku z partnerem (drugie, długoterminowe). Zobowiązanie jest najczęściej kalkulacją, decyzją dyktowaną rozsądkiem, decyzją o stabilizacji i trwaniu w związku. Kontrolujemy ten etap a o ciągłości związku decyduje tutaj dodatni bilans zysków i strat (materialnych i niematerialnych).


A co jeśli związek nie odpowiada tejże teorii?
Co jeśli intymność jest zachowana i trwa w nieskończoność?
Jeśli namiętność osiąga wyżyny za każdym razem gdy myślimy o partnerze, a że myślimy bez przerwy, to bez przerwy jest obecna?
Bez końca chcemy dotykać skóry ukochanego, czuć jej zapach, zaciągać się nim i karmić?
Jeśli ten mężczyzna jest jedynym i wyjątkowym mężczyzną, który zawsze jest na szczycie spraw najważniejszych?
Mężczyzna, który zawsze rozumie, wspiera, jest podporą, opoką, dobrym duchem, aniołem stróżem? Gdy jego usta zbliżają się na odległość łaskoczącego oddechu i serce przyspiesza, a gruczoły podskórne dają znać, że przez ciało trzeba przepuścić stado mrówek, a do gardła wlatują motyle, do żołądka wprost i trzepocą skrzydłami od kilku lat?
Nawet kłótnie są piękne. Szacunek, miłość, nieustająca namiętność. Czy to jest nierealne szczęście? Czy więc to raj na ziemi? Sen na jawie? Z nieba spadł anioł i najlepsze co może zrobić, to po prostu być obok. Jest. Trwa. Czy jakaś teoria to opisała?

Tak, to ta osobliwa, trzecia część wywodu. Walentynki mogą być codziennie.
Byle kochać. Kocham. Kochasz?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz